Za oknem był deszczowy dzień,
zastanawiając się, co robić wpadliśmy na pomysł wybrania się do Wieliczki.
Pogoda pozostawiała wiele do życzenia, ale i tak to nas nie powstrzymało. W
Wieliczce znajduje się restauracja Maxim, która jakiś czas temu przeszła
rewolucję przeprowadzoną przez Magdę Gessler.
Pora obiadowa i wypadałoby coś zjeść, więc nie
zastanawialiśmy się i sprawdzamy, co restauracja oferuje.
Wchodząc do lokalu, można
było poczuć się, co najmniej dziwnie. Wystrój 'ala' weselny, w lokalu brak
klientów i brak jakiejkolwiek atmosfery. Muzyka ledwo grała, trzeba było się
wsłuchiwać, aby cokolwiek usłyszeć, cisza i cisza…. Przy barze stał starszy
Pan, kelner. Pan był strasznie spięty i sprawiał wrażenie wystraszonego.
Usiedliśmy, otrzymaliśmy menu i zaczęło się przeglądanie. Przeglądamy i
przeglądamy, nagle bum!, iskry nad naszym stolikiem i zapadła ciemność…, o co
chodzi? Co się okazało nad naszym stolikiem wybuchła żarówka. Bardzo miłe
powitanie.. z efektami J Starszy Pan przeprosił nas za
zaistniałą sytuację i naprawił ‘usterkę’, można było wrócić do przeglądania
menu. Restauracja preferuje dania z kuchni staropolskiej.
Z menu Magdy Gessler były do
wyboru dwa dania, jednak nie mieliśmy ochoty na żadne z nich i wybraliśmy
całkiem coś innego.
Pora na pierwsze danie, był
to ‘żurek po wielicku z białą kiełbasą i ½ jajka’ zupa bardzo pyszna. Można
było wyczuć, że jest własnoręcznie robiona. Prawdziwy smak żurku, bardzo nam
smakował. Starszy Pan, kelner stał niedaleko naszego stolika i ciągle się na
nas patrzył, strasznie mnie to irytowało. W skrócie mówiąc, miałem wrażenie, że
chce wejść nam do talerza, albo usiąść razem z nami. Cała ta sytuacja była
irytująca.
Drugie danie to ‘indyk pieczony w
sosie własnym z konfiturą żurawinową, frytkami i zestawem surówek’. Tutaj kilka
wątpliwości. Mięso trochę wysuszone i lekko twarde. Porcja jak na moje oko
strasznie mała. Na talerzu przewyższał widok frytek. Konfitura żurawinowa w
smaku miała mało wspólnego z żurawiną, bardziej smakowała jak niższej klasy
dżem. Surówki w porządku, dobre. Ładnie podane, razem z jabłkiem, pomarańczowym
cytrusem i ogórkiem kiszonym.
Restaurację znajdziecie przy
ulicy Zamkowej 5 w samym centrum solnego miasta.
Jak zauważyliśmy prowadzą również kuchnię na telefon,
sporo klientów zamawiało sobie dania na wynos.
Warto było sprawdzić restaurację, jednak drugi raz
wybralibyśmy inny lokal, gdzieś gdzie będzie bardziej przytulnie i mniej
stresująco. Atmosfera w restauracji jest ważna, człowiek z chęcią tam wraca.
Teraz kilka zdjęć wnętrza.
Dziękuję za uwagę i pozdrowienia dla czytających.
Jednym slowem nie polecasz
OdpowiedzUsuńMięso z indyka powinno być miękkie, podobnie jak mięso z kurczaka. Jednym słowem źle przyrządzone.
OdpowiedzUsuńjestem z Krakowa i się zastanawiałam nie raz czy warto tam podjechać. Teraz mniej więcej wiem jak tam jest :)
OdpowiedzUsuńWażne, że choć jedna potrawa smakowała, a kelner... może miał za zadanie obserwować reakcje gości podczas jedzenia ;-) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńdobrze wiedzieć jaka atmosfera panuje w restauracji i jakie tam jedzenie podają, czyli będąc w Wieliczce pewnie wybierzemy inną restaurację :-)
OdpowiedzUsuńPrzestanę odwiedzać Twojego bloga, bo tylko mi smaka robisz... Taki żur to bym chętnie zjadła :)
OdpowiedzUsuń;-)
Do Wieliczki bym się chętnie wybrała, ale nie na jedzenie, tylko do kopalni soli. Jedzenie wygląda całkiem apetycznie, może stawiają na wrażenia wizualne a nie na smakowe? ;)
OdpowiedzUsuńWidząc wygląd i czując smak, można właśnie tak pomyśleć - jak napisałaś :)
Usuńniestety, atmosfera jest równie ważna jak jedzenie w restauracjach.. czasem nawet mimo pysznego dania człowiek ma ochotę wziąć nogi za pas.. a szkoda :)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://studiokonsultacjislubnej.blogspot.com/
Rzeczywiście porcje małe jak na dorosłego człowieka, bardziej dla dzieci ;)
OdpowiedzUsuńNie warto tam jeść bo można się otruć.
OdpowiedzUsuńJa też nie polecam, choć nie miałam okazji nic wypróbować. Bardzo chciałam spróbować chłodnika i bigosu staropolskiego wg. przepisu Pani Magdy Gessler, ale kelnerka podeszła i niegrzecznym tonem powiedziała: "obsłużymy Panią najwcześniej za godzinę. Mamy grupę, a jeszcze na dodatek przyszli za wcześnie". No bo kto to widział przychodzić za wcześnie do restauracji :)
OdpowiedzUsuńJak się widzi wystrój, tą obsługę i sałatki porozkładane na stołach (tuńczyk z puszki na liściach sałaty) to ma się wrażenie jakby się cofnęło do PRL-u. Aż dziwne że Pani Magda nadal podpisuje się pod takimi miejscami.
Jedzenie bardzo dobre; duże porcje.
OdpowiedzUsuńWystrój kiepski - krzesła pamiętają lata 90-te,
Obsługa tragiczna; na drzwiach napisane godziny otwarcia i zamknięcia do 21:00. Pani o godzinie 20:00 podała nam rachunek i pożegnała, nie patrząc i bacząc czy skończyliśmy kolację-TRAGEDIA!!!